Magia e malia delle parole che trasformano la realtà
di Olga Tokarczuk
Immagine copertina: Olga Tokarczuk ritratta da Niklas Elmehed .
Nel suo saggio ospitato nell’ultimo numero di “pl.it / rassegna italiana di argomenti polacchi” (13-2022 vedi qui), lo storico polacco Robert Traba ha citato un estratto del discorso della scrittrice polacca Olga Tokarczuk tenuto a Stoccolma il 7 dicembre 2019 all’atto di ricevimento del premio Nobel 2018 per la letteratura – discorso che si può ascoltare in polacco e leggere in versione polacca, svedese, inglese qui.
Incuriosito dalla citazione sono andato a rileggermi il discorso nella sua interezza, traendone a mia volta alcuni stralci in polacco, poi liberamente tradotti in italiano. Mi interessava carpire dalla sensibilità della scrittrice alcune possibili chiavi di lettura del presente.
“Świat jest tkaniną, którą przędziemy codziennie na wielkich krosnach informacji, dyskusji, filmów, książek, plotek, anegdot. Dziś zasięg pracy tych krosien jest ogromny – za sprawą Internetu prawie każdy może brać udział w tym procesie, odpowiedzialnie i nieodpowiedzialnie, z miłością i nienawiścią, ku dobru i ku złu, dla życia i dla śmierci. Kiedy zmienia się ta opowieść – zmienia się świat. W tym sensie świat jest stworzony ze słów.
To, jak myślimy o świecie i – co chyba ważniejsze – jak o nim opowiadamy, ma więc olbrzymie znaczenie. Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także (a może przede wszystkim) wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść – rządzi.
Dziś problem polega – zdaje się – na tym, że nie mamy jeszcze gotowych narracji nie tylko na przyszłość, ale nawet na konkretne „teraz”, na ultraszybkie przemiany dzisiejszego świata. Brakuje nam języka, brakuje punktów widzenia, metafor, mitów i nowych baśni. […] Jednym słowem – brakuje nam nowych sposobów opowiadania o świecie. […] Jesteśmy za to świadkami, jak te nieprzystające, zardzewiałe i anachroniczne stare narracje próbuje się wprzęgnąć do wizji przyszłości, może wychodząc z założenia, że lepsze stare coś niż nowe nic, albo próbując w ten sposób poradzić sobie z ograniczeniem własnych horyzontów. […]
Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. Mówiąc „pierwszoosobowe” mam na myśli ten rodzaj opowieści, który zatacza wąskie kręgi wokół „ja” twórcy, piszącego mniej lub bardziej wprost tylko o sobie i poprzez siebie. Uznaliśmy, że ten rodzaj zindywidualizowanego punktu widzenia, głos z „ja”, jest najbardziej naturalny, ludzki, uczciwy, nawet jeżeli rezygnuje z szerszej perspektywy. Opowiadać w tak rozumianej pierwszej osobie to tkać absolutnie niepowtarzalny wzór, jedyny w swoim rodzaju, to mieć jako jednostka poczucie autonomii, być świadomym siebie i swojego losu. To jednak znaczy także budować opozycję: „ja” i „świat”, a ta bywa alienująca.
Myślę, że narracja prowadzona w pierwszej osobie jest bardzo charakterystyczna dla współczesnej optyki, w której jednostka pełni rolę subiektywnego centrum świata. Cywilizacja Zachodu jest w dużej mierze zbudowana i oparta właśnie na owym odkryciu „ja”, które stanowi jedną z najważniejszych miar rzeczywistości. Człowiek jest tu głównym aktorem, a jego osąd – mimo, że jeden z wielu – traktowany jest zawsze z uwagą i powagą. Opowieść snuta w pierwszej osobie wydaje się być jednym z największych odkryć cywilizacji ludzkiej, jest czytana z namaszczeniem i darzona zaufaniem. Ten rodzaj opowieści, kiedy widzimy świat oczami jakiegoś „ja” i słuchamy świata w jego imieniu, buduje więź z narratorem jak żaden inny i każe postawić się w jego niepowtarzalnej pozycji.
Nie da się przecenić tego, co pierwszoosobowa narracja zrobiła dla literatury i w ogóle dla ludzkiej cywilizacji – przerobiła opowieść o świecie jako miejscu działań herosów czy bóstw, na które nie mamy wpływu, na naszą indywidualną historię i oddała scenę ludziom takim samym jak my. Na dodatek, z takimi samymi jak my łatwo się zidentyfikować, dzięki czemu pomiędzy narratorem opowieści a czytelnikiem czy słuchaczem rodzi się emocjonalne porozumienie, bazujące na empatii. Ta zaś ze swej natury zbliża i niweluje granice – bardzo łatwo jest zatrzeć w powieści granice między „ja” narratora i „ja” czytelnika, a powieść, która „wciąga” wręcz liczy na to, że granica ta zostanie zniesiona i unieważniona, i to czytelnik, dzięki empatii, stanie się na jakiś czas narratorem. Literatura stała się więc polem wymiany doświadczeń, agorą, gdzie każdy może opowiedzieć swój własny los albo dać głos swojemu alter ego. Jest to przy tym przestrzeń demokratyczna – każdy może się wypowiedzieć, każdy może też dokonać kreacji „głosu, który mówi”. Chyba jeszcze nigdy w historii człowieka tak wielu ludzi nie zajmowało się pisaniem i opowiadaniem. […]
Lecz nade wszystko żyjemy w świecie natłoku informacji sprzecznych ze sobą, wzajemnie się wykluczających, walczących na kły i pazury.
Nasi przodkowie wierzyli, że dostęp do wiedzy przyniesie ludziom nie tylko szczęście, dobrobyt, zdrowie i bogactwo, ale stworzy społeczeństwo równe i sprawiedliwe. To, czego według nich brakowało światu to była powszechna mądrość, płynąca z wiedzy. […]
Spełnione marzenia często nas rozczarowują. Okazało się, że nie jesteśmy w stanie unieść tego ogromu informacji, która zamiast jednoczyć, uogólniać i uwalniać – różnicuje, dzieli, zamyka w bańkach, tworzy wielość opowieści nieprzystających do siebie albo wręcz wrogich sobie, antagonizujących. […]
Zamiast usłyszeć harmonię świata, usłyszeliśmy kakofonię dźwięków, szum nie do zniesienia, w którym rozpaczliwie próbujemy dosłuchać się jakiejś najcichszej melodii, najsłabszego chociaż rytmu. Parafraza szekspirowskiego cytatu jak nigdy pasuje dzisiaj do tej kakofonicznej rzeczywistości: Internet to coraz częściej opowieść idioty pełna wściekłości i wrzasku. […]
Wiedza może przytłaczać, a jej skomplikowanie i niejednoznaczność, powoduje powstawanie rożnego rodzaju mechanizmów obronnych – od zaprzeczenia i wyparcia, aż po ucieczkę w proste zasady myślenia upraszczającego, ideologicznego, partyjnego. […]
Nie chcę szkicować́ tu jakiejś całościowej wizji kryzysu opowieści o świecie. Często jednak doskwiera mi poczucie, że światu czegoś brakuje. Że doświadczając go przez szyby ekranów, przez aplikacje, staje się jakiś nierealny, daleki, dwuwymiarowy, dziwnie nieokreślony, mimo że dotarcie do każdej konkretnej informacji jest zdumiewająco łatwe. Męczące „ktoś”, „coś”, „gdzieś”, „kiedyś” może dziś być bardziej niebezpieczne niż wygłaszane z absolutną pewnością bardzo konkretne i określone idee – ziemia jest plaska, szczepionki zabijają, ocieplenie klimatyczne jest bzdurą, a demokracja w wielu krajach nie jest zagrożona. „Gdzieś” toną jacyś ludzie, próbujący przeprawić się przez morze. „Gdzieś” od „jakiegoś” czasu trwa „jakaś” wojna. W natłoku informacji pojedyncze przekazy tracą kontury, rozwiewają się w naszej pamięci i stają się nierealne, znikają”.
Leggi il testo in polacco qui.
“Il mondo è un tessuto che cuciamo quotidianamente su grandi telai di informazioni, discussioni, film, libri, pettegolezzi, aneddoti. Oggi la portata di questi telai è enorme. Grazie a Internet, ognuno o quasi può prendere parte a questo processo, in modo responsabile e irresponsabile, con amore e odio, verso il bene e verso il male, per la vita e per la morte. Quando questa narrazione cambia, il mondo cambia. In questo senso, il mondo è fatto di parole.
Il modo in cui pensiamo il mondo e, fatto forse ancora più importante, il modo in cui lo raccontiamo hanno, quindi, un enorme significato. Qualcosa che accade e non viene raccontato, cessa di esistere e muore. Lo sanno bene non solo gli storici, ma anche (e forse soprattutto) i politici e i tiranni di ogni genere. Chi detiene e tesse la narrazione – governa.
Oggi il problema – a quanto pare – sta nel fatto che non abbiamo ancora narrazioni pronte non solo per il futuro, ma neppure per il concreto “ora”, per le trasformazioni ultra rapide del mondo odierno. Ci manca il linguaggio, ci mancano i punti di vista, le metafore, i miti e le nuove favole. […] In una parola, ci mancano modi nuovi di raccontare il mondo. […] Di contro assistiamo a tentativi di inserire nella visione del futuro vecchie narrazioni incongrue, arrugginite e anacronistiche, forse partendo dal presupposto che sia meglio un vecchio qualcosa di un nuovo nulla; oppure per provare in tal modo a fare fronte ai limiti dei propri orizzonti. […]
Viviamo in una realtà di narrazioni in prima persona a più voci e c’è un rumore a più voci che ci giunge da ogni parte. Quando dico “in prima persona” intendo quel tipo di narrazione che ruota a cerchi stretti intorno al “io” che crea, il quale scrive più o meno esplicitamente solamente di sé e attraverso se stesso. Abbiamo appurato che il punto di vista individuale, la voce del “io”, è la più naturale, umana e onesta, anche se rinuncia a una prospettiva più ampia. In questa concezione, narrare in prima persona è come tessere un modello assolutamente irripetibile, unico nel suo genere. È avere in quanto individuo la percezione della propria autonomia, essere consapevoli di se stessi e del proprio destino. Tuttavia, significa anche costruire un’opposizione tra “io” e “il mondo”, e tale opposizione a volte può risultare alienante.
Penso che la narrazione in prima persona sia molto caratteristica dell’ottica contemporanea, in cui l’individuo svolge il ruolo di centro soggettivo del mondo. La civiltà dell’Occidente è in gran parte costruita e fondata sulla scoperta del “io”, che costituisce una delle più importanti misure della realtà. In questo caso l’uomo è attore principale e il suo giudizio – sebbene sia uno tra tanti – è sempre trattato con attenzione e serietà. Le storie raccontate in prima persona sembrano essere tra le più grandi scoperte della civiltà umana, sono lette con meraviglia e piena fiducia. Questo genere di racconto – nel quale vediamo il mondo attraverso gli occhi di un altro “io” e diamo ascolto al mondo a nome suo – crea un legame che non ha uguali con chi narra e chiede a chi ascolta di mettersi al suo posto, nella sua irripetibile posizione.
Ciò che le narrazioni in prima persona hanno fatto per la letteratura e in generale per la civiltà umana non va sottovalutato. Hanno trasformato il racconto del mondo da luogo dove agivano eroi o divinità al di fuori del nostro controllo a luogo di svolgimento della nostra storia individuale dando il palcoscenico a persone proprio come noi. Con persone proprio come noi è facile identificarsi, così che tra chi narra una storia e chi legge o ascolta nasca una comprensione emotiva basata sull’empatia. Per sua natura, l’empatia avvicina le persone ed elimina le frontiere. In un romanzo è molto facile confondere i confini tra “io” del narratore e “io” del lettore. Un romanzo che “ti attira” conta persino sul fatto che questo confine si dissolva e venga invalidato; e che il lettore, attraverso l’empatia, diventi per un po’ egli stesso narratore. La letteratura è diventata dunque un terreno di scambio di esperienze, un’agorà dove ciascuno può raccontare il proprio destino o dare voce al proprio alter ego. Allo stesso tempo, la letteratura è uno spazio democratico: tutti possono esprimersi, tutti possono creare una “voce che parla”. Probabilmente mai prima d’ora nella storia dell’uomo così tante persone si sono impegnate nella scrittura e nella narrazione. […]
Ma soprattutto, viviamo in un mondo caratterizzato da una pletora di informazioni contrastanti, che si escludono a vicenda e che si combattono con le unghie e con i denti.
I nostri antenati credevano che l’accesso alla conoscenza non solo avrebbe portato alle persone felicità, prosperità, salute e ricchezza, ma avrebbe creato una società equa e giusta. Ciò che ritenevano mancasse al mondo era la saggezza universale, derivante dalla conoscenza. […]
La realizzazione dei sogni spesso ci delude. Risulta che non siamo in grado di sopportare l’enormità delle informazioni le quali invece di unificare, generalizzare e liberare – ci differenziano, dividono, racchiudono in bolle, creando una molteplicità di storie incompatibili tra loro, se non addirittura ostili, antagoniste. […]
Invece di udire l’armonia del mondo, abbiamo ascoltato una cacofonia di suoni, un rumore insopportabile nel quale cerchiamo disperatamente di ascoltare una più silenziosa melodia, almeno un più debole ritmo. La parafrasi di una citazione shakespeariana ben si adatta a questa realtà cacofonica come mai prima d’ora: Internet è sempre più il racconto di un idiota, racconto pieno di rabbia e urla. […]
La conoscenza può essere schiacciante, e la sua complessità e ambiguità danno origine a ogni sorta di meccanismo di difesa – dalla negazione e dal rifiuto alla fuga nelle facili regole del pensiero che tende a semplificare, del pensiero ideologico e di parte.” […]
Non voglio delineare qui una visione olistica della crisi della narrazione sul mondo. Ciò che spesso mi disturba, tuttavia, è la sensazione che al mondo manchi qualcosa. Vivendolo attraverso il vetro degli schermi, attraverso le app, diventa in qualche modo irreale, lontano, bidimensionale, stranamente indefinito, anche se è incredibilmente facile raggiungere qualsiasi informazione specifica. Gli estenuanti “qualcuno”, “qualcosa”, “da qualche parte”, “un giorno” possono essere più pericolosi oggi delle molto peculiari e definite idee che vengono declamate con assoluta certezza – come: la terra è piatta, i vaccini uccidono, il riscaldamento globale è una sciocchezza e la democrazia in molti Paesi non è in pericolo. “Da qualche parte” talune persone stanno annegando cercando di attraversare il mare. “Da qualche parte” da “qualche” tempo perdura una “qualche” guerra. Nel turbinio di informazioni, i singoli messaggi perdono i loro contorni, si dipanano nella nostra memoria e diventano irreali, scompaiono.”
Leggi il testo in inglese qui.
Come nota personale, le riflessioni di Olga Tokarczuk sull’oblio colpiscono a maggior ragione oggi che – cito da EurActiv: “Triste ma vero, a quasi un anno dall’invasione russa dell’Ucraina ci stiamo assuefacendo allo stillicidio quotidiano di morte e distruzione causato dai bombardamenti indiscriminati su obiettivi civili, centri commerciali, centrali elettriche, ospedali, scuole e così via, ormai si discute di più su come contenere le conseguenze economiche della guerra che su come porvi fine. Ma è sbagliato!”. E ciò mentre laggiù tante decine forse centinaia di migliaia di ucraini cercano di vivere normalmente tra le rovine, spesso sotto il fuoco, a pochi chilometri dalle postazioni russe, spesso dopo aver subito saccheggi, torture, stupri (come a Oleksandrivka, sulla baia del Dnieper-Bug, a ovest di Cherson, sopra Stanislav – Oleksandrivka definita la “seconda Buča”). Spesso i russi, prima di fuggire, ciò che non hanno potuto rubare, lo hanno distrutto e comunque hanno minato la zona nel ritirarsi. Spesso le amiche e gli amici ucraini tacciano, non rispondono, non hanno corrente, non hanno connessioni, sono in qualche rifugio.